poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Wysoka kultura dla wysokich ludzi.


 Moje wrocławskie mieszkanie jest naprawdę wspaniałe. Nie miałem żadnych wątpliwości, gdy zgodziłem się na tę ciasną i ciemną kawalerkę, w której wraz ze mną mieszkają jeszcze 3 osoby, kot i szczur. Pokój w którym śpię jest jednocześnie kuchnią. Internet tu nie działa a ze spłuczki cieknie. Tak, Wrocław zadbał, by młodzi ludzie jak najmniej siedzieli w domach - po co mają to robić, skoro czeka ich tyle atrakcji! To był pewnie powód zarzucenia programu budowy mieszkań komunalnych dla nie najuboższych.

I tylko jedna rzecz mnie niepokoi w moim wrocławskim mieszkaniu. To telewizor. Od dawna nie miałem telewizora, a teraz znów pojawił się w moim życiu. Wkroczył w nie brutalnie - kanałem MTV, gdzie od ponad dekady nie ma już muzyki, serialami z Zone Romantica i całą grupą programów których głównym celem jest pokazanie bardzo grubych ludzi w zawstydzających sytuacjach (na przykład w kuchni albo na siłowni). Najbezpieczniejsze okazały się telezakupy, gdy jednak poznałem każdy rewolucyjny produkt do miksowania owoców i szatkowania marchewki a także wszystkie masażery oparte o technologię kosmiczną, postanowiłem wyjść z domu.
Dom towarowy Renoma. Zdj. z tej strony.
Jest wiele do roboty w mieście latem. Ja najbardziej lubię kino pod chmurką. Nie wydając złotówki można nadrobić zaległości repertuarowe z całego roku. We Wrocławiu taką rozrywkę oferuje m. in. dom handlowy Renoma (d. PDT). I było to dodatkowym bodźcem do wyjścia, gdyż budynek Renomy jest bezdyskusyjnie najciekawszym w centrum Wrocławia zabytkiem XX wieku (nie zmieni tego nawet Chrobry na kucyku). Pokazy filmowe na dachu Renomy - nie mogłem tego przegapić. Namówiłem też Adriana, mojego świeżo upieczonego współlokatora, by wybrał się ze mną.
Seans miał zacząć się o godzinie 21:30. Wybraliśmy film z gatunku tych ambitnych. Jak jednak wiadomo, gdy coś jest za darmo, to nawet wysoki poziom artystyczny nie odstraszy prostych ludzi głodnych rozrywki i popcornu, dlatego na miejscu zjawiliśmy się już 2 godziny wcześniej.
Zastaliśmy większość miejsc wolnych. Z dachu rozciągał się zapierający dech w piersiach widok na miasto, jednak gęstniejący tłum nie pozwolił się nim cieszyć. Szybko zajęliśmy najlepsze wolne miejsca. Na leżakach. Nie za blisko i nie za daleko ekranu. W sam raz. Opłacało się przyjść wcześnie.
To, co stało się potem stanowi niewygodny dowód prawdziwości społecznego darwinizmu. Oto relacja z frontu:

Godzina 20:30: Wszystkie miejsca są już zajęte i okazało się, że z naszych leżaków nie widać ekranu. Przesunęliśmy się więc w lewo.
21:00: Dostawiono nowe krzesła przed naszymi leżakami i znów nie widzieliśmy ekranu. Przesunęliśmy się więc jeszcze w lewo.
21:30: Przed krzesełkami, które dostawiono pół godziny temu dostawiono kolejne krzesełka, więc ich posiadacze przesunęli się w lewo. My już nie mogliśmy przesunąć się bardziej, ale znaleźliśmy szczelinę, przez którą całkiem nieźle widzieliśmy ekran. Prawie w całości.
22:00: Przed nami usiadły dwie dziewczyny na pufach. Świetnie, już nie ma miejsca na krzesełka, a dziewczyny się garbią.
22:10: Ochrona kazała zwrócić dziewczynom pufy, podobno giną i dyrekcja zakazała ich wynoszenia. Znów jesteśmy zagrożeni.
22:30: Właściciele krzesełek przesuwają głowy tak, że nic nie widać. Proszę więc o przesunięcie w/w głów na poprzednią pozycję. Bezskutecznie.
22:45: Na ekranie podobno pojawia się znana aktorka. Nie wiadomo jednak, która – osoby przed nami też nie wiedzą.
23:00: Znów widzimy ekran, bo widzowie nie docenili głębokiego przesłania. Teraz, gdy mogę przeczytać napisy, okazało się, że wciąż nie rozumiem dialogów.
23:30: Jest już naprawdę zimno. Kibicuję więc głównemu bohaterowi gorąco, mam nadzieję, że jak najszybciej osiągnie cel swojej podróży.
O północy wychodzimy, wstrząśnięci brakiem pointy (to z pewnością subtelny zabieg artystyczny reżysera).
"Po powrocie do domu obejrzymy >Goło i wesoło<" - powiedział Adrian, gdy schodziliśmy z dachu Renomy.
"A co to takiego?" - spytałem.
"Ukryta kamera z Rosji. Laski rozbierają się na ulicy. Bardzo śmieszne."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz