piątek, 19 sierpnia 2011

Podniebnie, bajkowo, centralnie.

Projekt wrocławskiej wieży...
Każde szanujące się miasto chce mieć swój "tower". Warszawa ma ich bardzo wiele, od prastarego Pałacu Kultury poczynając, skończywszy na wieży, nazwanej ku pamięci babki niejakiego Radosława, co to ma swoje rondo i bardzo dobrze, bo był w AK. Jednak nie ma w Warszawie takiego cudeńka, jak we Wrocławiu - Sky Tower to będzie coś! To będzie tałer mieszkalny (i jak dobrze rozumiem, apartamentowiec wyposażony w nowoczesne meble ze zmywalnego skaju).
...i inspiracja.
Osobiście co prawda, gdybym miał bardzo dużo pieniędzy, wolałbym zamieszkać w domku za miastem albo w jednej z tych zachwycających kamienic wrocławskich, gdzie są olbrzymie balkony, wysokie sufity i piękne bramy. Gdybym miał bardzo dużo pieniędzy i gdybym mógł wydać je na dowolne mieszkanie, nie zdecydowałbym się wprowadzić do budynku, wyglądającego jak olbrzymia puszka po RedBullu. To jednak zbyteczne i nieprzyzwoite fantazje, bo pieniędzy nie mam i ledwo stać mnie na puszkę RedBulla o normalnych rozmiarach oraz zawartości (której i tak nie kupię, bo nie lubię).

Najwyższy czas napisać kilka słów o domu, w jakim zamieszkałem. Nie zdecydowałem się na pierwszy lepszy... No dobrze, może od razu przyznam się do wszystkiego: nie było łatwo przekonać do siebie przyszłych współlokatorów. Jako tzw. room mate mam pewien feler. Feler chodzi na czterech łapach, gubi sierść i potencjalnie niszczy meble. Jest kotem rasy żadnej i ma wiele imion, z których ani jednego nie uznaje. Zwracam się do niego w rozmaity sposób, choć miauczenie jest najskuteczniejsze.


Chętnie zamieszkałbym tutaj...
Przyjechaliśmy razem do Wrocławia (a ściślej zostaliśmy przywiezieni samochodem dostawczym), po czym zatrzymaliśmy się chwilowo na strzeżonym osiedlu, w mieszkaniu pewnego  bogatego studenta nauk ścisłych. Mieszkanie jak z bajki. Zanim udało mi się  dostać pod drzwi musiałem przejść obok strażniczej budki, przez furtkę prowadzącą na teren osiedla (z wideofonem), znaleźć odpowiednią klatkę schodową (wejście z kolejnym wideofonem), wjechać na ostatnie piętro, i już mogłem cieszyć się ciszą oraz spokojem, jak królewna na szczycie wieży (dobrze, że nie ze skaju). Osiedle nosi nazwę "Ogrody Reja". Reja dlatego, bo mieści się na samym końcu ulicy Mikołaja Reja a określenie "ogrody" tłumaczy hodowane tam jedno piękne drzewko - dokładnie między parkingiem a koszem na śmieci. Chyba nie muszę dodawać, że bogaty student nauk ścisłych na mój pobyt zgodził się niechętnie. Nie bardzo miał wyjście, bo był pod wpływem - a wycofać się nie wypada.
...albo na przykład tu -
trochę po warszawsku, nie?
Rozpocząłem niezwłoczne poszukiwanie mieszkania. Wpisałem w google hasło "mieszkania czynszowe Wrocław" i trafiłem na budujący (to mi się udało:)) artykuł sprzed roku, w którym władze miasta chwalą się zamiarem oddania tysięcy nowych, niedrogich mieszkań czynszowych z myślą o takich jak ja - ludziach, którzy nie zamierzają brać kredytu a nie przysługuje im prawo do lokalu socjalnego (do którego prawo mają przecież tylko samotne, wielodzietne, bezrobotne matki z grupą inwalidzką i 10-letnim stażem w kolejce).
Podniesiony na duchu zacząłem więc przeglądać ogłoszenia. W internecie jest pełno propozycji wynajmu i współdzielenia pokoju. Ceny jednak wcale nie są niższe niż w Warszawie. Jak to możliwe? Gdzie są te tysiące mieszkań na każdą kieszeń? Może po prostu źle szukam? 
Postanowiłem, że nie będę skupiał się na cenie. Odwiedziłem różne mieszkania. Ale tylko jedno spodobało mi się naprawdę (no dobrze, tylko w jednym nie przeszkadzał mój feler). To studenckie mieszkanie w śródmieściu. Ekstra - jeśli chcesz poznać miasto, musisz zamieszkać w śródmieściu (nawet, gdy nie wiesz, gdzie ono jest). Po tygodniu w osiedlu za szlabanem, wreszcie znów trafiłem do miasta. W samo jego serce! Gdy otwieram okno, widzę tramwaje. Bardzo dużo tramwajów, z każdej strony. Mieszkanie jest małe, niefunkcjonalne i przepełnione. Cudownie - będę wciąż z niego wychodził. Nie ma pralki - ale obok jest samoobsługowa pralnia. Bosko - będziemy jak w Londynie robić wspólne pranie w drodze do kawiarni (jeśli jakąś znajdę).
Nawet kot jest zadowolony, bo ma teraz nowego przyjaciela, szczura Marcela (nie umrze mi z głodu, gdy nie starczy na karmę). To jest naprawdę mieszkanie idealne! Pierwszej nocy karetka pogotowia obudziła mnie trzy razy. Nie ma to jak centrum metropolii!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz