czwartek, 1 września 2011

Coffee & cigarettes (in Vrots-love)


Tęsknię za Warszawą. Proszę mi się nie dziwić. Miasto, jak miasto, może ktoś powie. Ale każde miasto ma w sobie coś, za czym się tęskni. Jest specyficzny zapach miasta. I kolory. Klimat - w znaczeniu bardzo dosłownym. Tęsknię za warszawskimi ulicami, prostymi jak granice Egiptu. Tęsknię za Wisłą, rzeką tak szeroką, że w pochmurne dni drugi brzeg znika za mgłą. I za Pałacem Kultury też tęsknię - jest okropny i właśnie dlatego cudowny. Szukam wzrokiem kamiennej wieży na horyzoncie - nie ma. Chciałoby się wsiąść w zielono-żółte wagoniki Kolei Mazowieckich i wybiec na Powiślu, pod wiatą-harmonijką. Przespacerować się trasą WZ, zgubić drogę w podziemnych korytarzach dworca centralnego. Jak w starym filmie.
Pewnie mało kto we Wrocławiu wie, że ta rzeźba 
przechodniów, zanurzających się pod ziemię na 
skrzyżowaniu, przywędrowała z Warszawy. 
Stolica jednak nie chciała jej na stałe;)  
Podziemne korytarze są bardzo warszawskie. Ludzi umieszcza się tam pod ziemią, by zachować płynność ruchu kołowego. W takich podziemiach jest wiele dziwnych butików i kebabów. A także sieciowe kawiarnie. Gdy więc tęsknię za Warszawą, uciekam do lokalu w podziemnym przejściu przy ulicy Świdnickiej. Nie ma tam okna, za to z głośników dobywa się neutralna, kawiarniana muzyka i można skorzystać z internetu. Kawa też jest smaczna i całkiem niedroga. To moja warszawska jaskinia. Jednak nie jest blisko a ja potrzebuję kawiarni w pobliżu (najlepiej gdzieś obok pralni), bo naprawdę nie umiem żyć bez kawy.
Uzależniłem się od kofeiny w liceum przez zepsuty automat, który za złotówkę wydawał trzy kubeczki z kawą. W ciągu jednej przerwy mogłem więc wypić ich całkiem sporo. Potem kawa pomogła mi zaliczyć fizykę a to dlatego, że nauczycielka prowadziła szkolny sklepik i sprzedawała tam kawę. Trochę to było nieuczciwe, przyznaję. Piłem więc coraz więcej kawy, z automatu i ze sklepiku. Doszedłem do takich ilości, że nie mogłem spać. Ocaliło mnie palenie. Efekt jest taki, że dziś bez kawy nie funkcjonuję prawidłowo, choć teraz stawiam na jakość, nie na ilość. Doceniam też kulturę kawiarnianą. W kawiarniach ponoć rodzą się rewolucje (w jednej małej brałem nawet udział). Wybrałem się więc na poszukiwanie dobrej kawiarni w okolicy. Przecież w tych niemieckich kamienicach musi ich być sporo!
w Warszawie zachęcam do odwiedzin
w kawiarnina stacji PKP Powiśle
 (są aż dwie). To jedno z tych
miejsc, gdzie ciężko znaleźć
wolny stolik...
Teraz powinna nastąpić trzymająca napięcie historia, ale niestety nie nastąpi, bo życie to nie film. W okolicy nie ma kawiarń. Znalazłem za to cztery apteki. Student nauk ścisłych, u którego zatrzymałem się na samym początku mojego pobytu we Wrocławiu, nie dawał mi nadziei:
"Nie ma tu kawiarń, bo uniwersytet jest daleko." - powiedział, siedząc przed komputerem.
"A te akademiki, co są w okolicy?" - spytałem zaintrygowany - "przecież tam mieszkają studenci. A czy studenci nie chodzą na kawę?"
"Ale to studenci politechniki. - spojrzał na mnie znacząco, zmęczonymi oczami - My nie chodzimy na kawę."
"A co robią w wolnym czasie studenci politechniki?"
"My nie mamy wolnego czasu" - odpowiedział i wrócił do przerwanej gry.
Może i racja. Może kawiarnie są tylko w okolicach Rynku? Z braku kawy poczułem się bardzo zmęczony i rozbolała mnie głowa. Chciałem odszukać aptekę ale wszystkie zniknęły - za to znalazłem dwa salony fryzjerskie. Ucieszyłem się, bo tydzień temu właśnie fryzjera szukałem bezskutecznie - znalazłem wówczas trzy monopolowe.
I tak mnie olśniło. To jest system - i muszę tylko wszystko dobrze zapamiętać. Gdy następnym razem będę potrzebował wódki, trafię do dentysty. Gdy rozboli mnie ząb, wpadnę na sklep odzieżowy a jesienią, gdy będę szukał nowej kurtki, znajdę siłownię. I w taki sposób - z idealną fryzurą, białym jak śnieg zgryzem, wysportowany i dobrze ubrany - dotrę wreszcie do kawiarni. A tam spotkam miłość swego życia i razem wywołamy rewolucję pod hasłem - kawiarnia na każdym rogu! Czy jednak rozpoznam swą drugą połowę? Bo najprawdopodobniej będę też bardzo pijany. 
... ale warto jest przyjść, by zobaczyć samą stację,
projektu genialnego architekta Arseniusza Romanowicza.
Jeśli ktoś lubi powojenny modernizm, powinien
koniecznie zobaczyć przystanki PKP w Warszawie.
A teraz szczęśliwe zakończenie (bo życie jednak czasem trochę film przypomina): tak rozmyślając, dotarłem na ulicę Ładną gdzie znalazłem... kawiarnię! Schowana była w piwnicy, nie rzucała się w oczy. Co prawda jest to pub i pije się tam głównie piwo, jednak kawę też podają i smakuje naprawdę nieźle. Ale najwspanialsi są goście. Tak zupełnie inni, niż w warszawskich klubokawiarniach. Bez 
i-padów, modnych ubrań i białych zębów. Starsi panowie spotykają się tam i dyskutują o życiu. Może nie wywołamy razem rewolucji, ale wystarczy ich posłuchać i już się jej odechciewa. No i w tym miejscu wreszcie zapomniałem o Warszawie. 
Happy end.

5 komentarzy:

  1. witam Mikołaju!
    dziękuje za przemiłą sobotnią konwersację. mam nadzieję, że katowicka (lub włoska w Katowicach) kawa przypadła Ci do gustu. Cos mi się wydaje, że jeszcze nie raz bedziemy mieli okazję do rozmowy. "Twojego" Wrocławia jestem bardzo ciekawa- po przeczytaniu juz kilku wpisów- tym bardziej. Postaram się pisać częściej, by Ci przybliżyc ten industrial. tymczasem. pozdrawiam, Justyna

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. P.S."posiedziećsobie.blogspot.com"

    OdpowiedzUsuń
  4. lub "strawy i trunki w dialogu na śląsku"- nie wiem, jak tego się szuka?

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję za katowicką kawę:) cieszę się, że się odezwałaś! Odwiedziłem też twoją stronę i przeczytałem właśnie tekst - też chcę odwiedzić bytomskie szynki! Wybierzmy się tam razem koniecznie:)

    OdpowiedzUsuń