Pokazywanie postów oznaczonych etykietą miejsca. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą miejsca. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 4 września 2011

Słowo na niedzielę: bunkier.

W piątek otworzono uroczyście Muzeum Nowoczesne. Mieści się w poniemieckim bunkrze z 1942 roku. W środku jest sporo miejsca na wystawy, a także kawiarnia na dachu, z tarasem i leżakami. Kawa - 6 zł.

Wnętrze utrzymane jest w surowym, betonowym klimacie. Mniam!

Chwilami naprawdę można się poczuć jak w bunkrze podczas wojny!

Muzeum inspiruje się projektem pracy warszawskiego artysty Zbigniewa Gostomskiego z 1970 r. "Zaczyna się we Wrocławiu". I to właśnie jego wystawą muzeum rozpoczyna działalność.

Na razie to jedna wystawa, ale można ją obejrzeć bezpłatnie. Miejsca jest naprawdę sporo a przestrzeń pozwala na ciekawe aranżacje. Niebawem zacznę pracę w okolicy muzeum dlatego będę częstym gościem!

czwartek, 1 września 2011

Coffee & cigarettes (in Vrots-love)


Tęsknię za Warszawą. Proszę mi się nie dziwić. Miasto, jak miasto, może ktoś powie. Ale każde miasto ma w sobie coś, za czym się tęskni. Jest specyficzny zapach miasta. I kolory. Klimat - w znaczeniu bardzo dosłownym. Tęsknię za warszawskimi ulicami, prostymi jak granice Egiptu. Tęsknię za Wisłą, rzeką tak szeroką, że w pochmurne dni drugi brzeg znika za mgłą. I za Pałacem Kultury też tęsknię - jest okropny i właśnie dlatego cudowny. Szukam wzrokiem kamiennej wieży na horyzoncie - nie ma. Chciałoby się wsiąść w zielono-żółte wagoniki Kolei Mazowieckich i wybiec na Powiślu, pod wiatą-harmonijką. Przespacerować się trasą WZ, zgubić drogę w podziemnych korytarzach dworca centralnego. Jak w starym filmie.
Pewnie mało kto we Wrocławiu wie, że ta rzeźba 
przechodniów, zanurzających się pod ziemię na 
skrzyżowaniu, przywędrowała z Warszawy. 
Stolica jednak nie chciała jej na stałe;)  
Podziemne korytarze są bardzo warszawskie. Ludzi umieszcza się tam pod ziemią, by zachować płynność ruchu kołowego. W takich podziemiach jest wiele dziwnych butików i kebabów. A także sieciowe kawiarnie. Gdy więc tęsknię za Warszawą, uciekam do lokalu w podziemnym przejściu przy ulicy Świdnickiej. Nie ma tam okna, za to z głośników dobywa się neutralna, kawiarniana muzyka i można skorzystać z internetu. Kawa też jest smaczna i całkiem niedroga. To moja warszawska jaskinia. Jednak nie jest blisko a ja potrzebuję kawiarni w pobliżu (najlepiej gdzieś obok pralni), bo naprawdę nie umiem żyć bez kawy.
Uzależniłem się od kofeiny w liceum przez zepsuty automat, który za złotówkę wydawał trzy kubeczki z kawą. W ciągu jednej przerwy mogłem więc wypić ich całkiem sporo. Potem kawa pomogła mi zaliczyć fizykę a to dlatego, że nauczycielka prowadziła szkolny sklepik i sprzedawała tam kawę. Trochę to było nieuczciwe, przyznaję. Piłem więc coraz więcej kawy, z automatu i ze sklepiku. Doszedłem do takich ilości, że nie mogłem spać. Ocaliło mnie palenie. Efekt jest taki, że dziś bez kawy nie funkcjonuję prawidłowo, choć teraz stawiam na jakość, nie na ilość. Doceniam też kulturę kawiarnianą. W kawiarniach ponoć rodzą się rewolucje (w jednej małej brałem nawet udział). Wybrałem się więc na poszukiwanie dobrej kawiarni w okolicy. Przecież w tych niemieckich kamienicach musi ich być sporo!
w Warszawie zachęcam do odwiedzin
w kawiarnina stacji PKP Powiśle
 (są aż dwie). To jedno z tych
miejsc, gdzie ciężko znaleźć
wolny stolik...
Teraz powinna nastąpić trzymająca napięcie historia, ale niestety nie nastąpi, bo życie to nie film. W okolicy nie ma kawiarń. Znalazłem za to cztery apteki. Student nauk ścisłych, u którego zatrzymałem się na samym początku mojego pobytu we Wrocławiu, nie dawał mi nadziei:
"Nie ma tu kawiarń, bo uniwersytet jest daleko." - powiedział, siedząc przed komputerem.
"A te akademiki, co są w okolicy?" - spytałem zaintrygowany - "przecież tam mieszkają studenci. A czy studenci nie chodzą na kawę?"
"Ale to studenci politechniki. - spojrzał na mnie znacząco, zmęczonymi oczami - My nie chodzimy na kawę."
"A co robią w wolnym czasie studenci politechniki?"
"My nie mamy wolnego czasu" - odpowiedział i wrócił do przerwanej gry.
Może i racja. Może kawiarnie są tylko w okolicach Rynku? Z braku kawy poczułem się bardzo zmęczony i rozbolała mnie głowa. Chciałem odszukać aptekę ale wszystkie zniknęły - za to znalazłem dwa salony fryzjerskie. Ucieszyłem się, bo tydzień temu właśnie fryzjera szukałem bezskutecznie - znalazłem wówczas trzy monopolowe.
I tak mnie olśniło. To jest system - i muszę tylko wszystko dobrze zapamiętać. Gdy następnym razem będę potrzebował wódki, trafię do dentysty. Gdy rozboli mnie ząb, wpadnę na sklep odzieżowy a jesienią, gdy będę szukał nowej kurtki, znajdę siłownię. I w taki sposób - z idealną fryzurą, białym jak śnieg zgryzem, wysportowany i dobrze ubrany - dotrę wreszcie do kawiarni. A tam spotkam miłość swego życia i razem wywołamy rewolucję pod hasłem - kawiarnia na każdym rogu! Czy jednak rozpoznam swą drugą połowę? Bo najprawdopodobniej będę też bardzo pijany. 
... ale warto jest przyjść, by zobaczyć samą stację,
projektu genialnego architekta Arseniusza Romanowicza.
Jeśli ktoś lubi powojenny modernizm, powinien
koniecznie zobaczyć przystanki PKP w Warszawie.
A teraz szczęśliwe zakończenie (bo życie jednak czasem trochę film przypomina): tak rozmyślając, dotarłem na ulicę Ładną gdzie znalazłem... kawiarnię! Schowana była w piwnicy, nie rzucała się w oczy. Co prawda jest to pub i pije się tam głównie piwo, jednak kawę też podają i smakuje naprawdę nieźle. Ale najwspanialsi są goście. Tak zupełnie inni, niż w warszawskich klubokawiarniach. Bez 
i-padów, modnych ubrań i białych zębów. Starsi panowie spotykają się tam i dyskutują o życiu. Może nie wywołamy razem rewolucji, ale wystarczy ich posłuchać i już się jej odechciewa. No i w tym miejscu wreszcie zapomniałem o Warszawie. 
Happy end.

środa, 24 sierpnia 2011

Nagrody w środy. Dziś - Kredka i Ołówek

Środa to taki irytujący dzień, więc by było milej będę właśnie w środę umieszczał zdjęcia miejsc, których nie ma w przewodnikach a zasługują na wyróżnienie. Dzięki nim Wrocław jest wyjątkowym miastem w którym chce się mieszkać. 
Zaczynam od akademików Kredka i Ołówek. W przeciwieństwie do "Sky Towera"  są niebanalne, niepowtarzalne i dobrze zaprojektowane! Niestety, fani wysokich budynków ich nie doceniają (pewnie dlatego, że nie wyłożono ich lusterkowym szkłem, więc się nie błyszczą, jak na filmach, zatem muszą być brzydkie).
Kilka faktów z Wikipedii: 

Akademik Kredka Uniwersytetu Wrocławskiego mieści się przy ulicy Grunwaldzkiej 69 we Wrocławiu. Budynek liczy 23 kondygnacje, na których mieści się 290 pokoi. Na I piętrze usytuowany jest Ośrodek Zdrowia dla studentów (obecnie nieczynny), zaś na XV piętrze budynku znajduje się klub i pokój do nauki. Akademik jest koedukacyjny. Architektem budynku był profesor Politechniki Wrocławskiej Marian Barski.
Akademik Ołówek Uniwersytetu Wrocławskiego znajduje się na pl. Grunwaldzkim 30 we Wrocławiu.
Budynek mierzy 70 metrów wysokości i liczy 19 kondygnacji. W budynku mieści się 236 pokoi. W samym akademiku znajduje się klub, bufet, miejsce do nauki i sala TV. Dom powstał wraz z sąsiadującą Kredką i podobnie jak ona jest akademikiem koedukacyjnym.

A od siebie dodam: Kredka i Ołówek są jednym z niewielu przykładów bardzo dobrej, powojennej architektury we Wrocławiu. Ratują honor napływowych wrocławian - są dowodem na to, że Polak (też) potrafi. Dostają nagrodę.